Budyniowa poświata nadała lasowi, jak i samej ścieżce mistycznego klimatu. Cisza zalegająca nad bagnami pogłębiała kontemplacyjny nastrój umysłu.
Jeśli jestem w stanie zaakceptować jakiś rodzaj duchowości, to z pewnością jest ona nierozerwalnie związana z naturą. Chyba zawsze tak było, a przynajmniej od kiedy pamiętam. Nigdy nie doznałem „duchowego uniesienia” poza momentami uczestnictwa w wielkim spektaklu natury. Co ciekawe, nie musi być to coś szczególnie niezwykłego, jakieś niesamowite okoliczności. Czasem wystarczy sama obecność, mindfulnessowe bycie w chwili w otoczeniu kilku drzew, albo otwartej przestrzeni, na równinie lub w górach. Przenika mnie wtedy jakieś przeczucie bardzo silnego połączenia, co z kolei objawia się wzruszeniem (do którego też raczej na co dzień nie jestem szczególnie skłonny).
W takiej chwili myśli puszczam luzem, biegną przede mną i zazwyczaj gubią ścieżkę na jakiś czas, a ja spokojnie idę wolny od nich. Jeśli z jakiegoś powodu nie potrafię się od nich uwolnić, jakiekolwiek by nie były — pozytywne, negatywne, rozkoszne, odrzucające, spacer zamienia się w desperacką próbę uwolnienia, niczym od stada komarów lub przeciwnie, w rodzaj letargu, z którego budzę się, dopiero gdy kończy się wędrówka.
Ciekawe, że to zazwyczaj ten natłok myśli, które przecież towarzyszą nam z reguły w każdej chwili naszego życia powoduje, że nie jesteśmy w pełnym kontakcie ze sobą…
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.