Trzeba podejść od strony drogi, na nieogrodzone podwórko. Minąć ceglaną ścianę walącego się budynku. Niby niczyje, ale jakieś sznurki na pranie wiszą, w głębi nieogrodzonego podwórka coś na kształt ogródka… Gdzieś, za kolejną ścianą gdakanie kur. Niby pusto a z każdej strony dochodzą dźwięki.
Niby nie ma mieszkańców, ale stale czuje się czyjąś obecność.
A kiedy odwracasz się w stronę drogi, nagle dostrzegasz to, co kryły przed ciekawskim wzrokiem przypadkowego widza rozpadające się ściany cegieł…
Dom. A raczej wspomnienie domu. Może dokładniej — smutne wspomnienie domu. Stoisz i patrzysz, nasłuchujesz, ale po chwili dociera do twojej świadomości, że to jest chyba jedyne miejsce na tym podwórku, ze strony którego nie dociera do ciebie żaden dźwięk.
Stoisz i widzisz tajemnicę, bo miejsce to nie zdradza jej ani na pierwszy, ani na żaden kolejny rzut oka.
Oczywiście nie jest to dosłownie dom. To komórka obok domu. Takie miejsce, gdzie wystawia się niepotrzebne lub rzadko używane rzeczy, które już spełniły swą funkcję, ale z jakiegoś powodu nie chcą zostać wyrzucone — łóżeczko dziecięce, drabina, zniszczone listwy, połamane półki i szuflady, worki wypełnione nie wiadomo czym…
Stoisz i patrzysz. Obraz wędruje ku tobie. Przez źrenice, nerwy, trafia do wnętrza. Teraz już obraz wędruje w tobie… Stoisz i patrzysz. Patrzenie zamienia się w widzenie, więc widzisz, że to miejsce patrzy na ciebie. Widzi cię a poprzez źrenice, nerwy zagląda do twojego wnętrza… Będąc wewnątrz patrzy przez twoje źrenice i widzi miejsce, które patrzy na siebie samo, będąc zarazem wewnątrz siebie i wewnątrz ciebie.
Łóżeczko, drabina, zniszczone listwy, połamane półki i szuflady, worki wypełnione nie wiadomo czym…
Rozumiesz?
Odwracasz się i odchodzisz — już dość widziałeś…
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.