Jest czasem tak, że nie ma jak i kiedy ruszyć się i wypaść za granicę miasta choćby na godzinkę. Błogosławieństwem wtedy staje się drzewo za oknem. Ściślej rzecz ujmując – kilka drzew. Z jednej strony balkon i widok (niestety nieco od dołu) na gniazdo, które w tym roku okupowane było przez kwiczoły, z drugiej natomiast gęstwina robinii i lilaków. W tej gęstwinie co jakiś czas pojawia się gość specjalny. Czasem jest to muchołówka, czasem pełzacz, a ostatnio wpadła z odwiedzinami parka pokrzewek czarnołbistych. Samiczka wykazała się większym opanowaniem w przeciwieństwie do partnera panikarza, który na mój widok zwiał i tyle go było widać. Samiczka zachowała się z godnością ignorując podglądacza z aparatem, skubała sobie jakieś żyjątka skacząc z gałęzi na gałąź i tylko czasem kontrolnie rzucała okiem w moją stronę. Pozwalała się fotografować przez 15-20 minut po czym poleciała, zapewne w poszukiwaniu swojego panikarza.
W ostatnich dniach zauważyłem, że wąwóz znajdujący się kilkaset metrów dalej odwiedzają bardzo ciekawe gatunki (np. zniczki, pleszki). Czasem zapominam, że wystarczy uważnie się rozejrzeć i nagle okazuje się, że nawet w mieście, tuż za progiem własnego mieszkania można przeżyć inspirujące spotkanie z dziką przyrodą.
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.