Stało się. Wielkie Słońce dało się podejść jak dziecko. Zaplątało się i pozlepiało nie mogąc oswobodzić swoich promieni. Długo stałem patrząc czy pojawi się nienasycony gospodarz, który zechce uśmiercić i pożreć swój łup. Czekałem całą wieczność, aż ostatecznie światło zaczęło blaknąć, słabnąć, opuszczać pochwyconą ofiarę.
Stało się. Ciemność zakradła się po cichu, wolno, niczym wytrawny myśliwy podchodzący swą ofiarę. Podstępnie zajmując coraz to nowe przyczółki pełzła nie przystając nawet na moment. Kątem oka dostrzegłem, jak przelewa się przez powalony, omszały konar, by za moment owinąć swoje tchnące śmiertelnym chłodem sploty wokół grzbietu pogrzebanego w ziemi głazu.
Światło zaczęło milknąć. Wiedziało już, że szamotanina zda się na nic; że to już koniec i w tej wieczność trwającej walce znów musi ustąpić pola swojej śmiertelnie groźnej przeciwniczce. Swojej siostrze – ciemności.
Wróci tu jutro, gdy w czasie nocnej wędrówki przez zaświaty obmyśli sposób na pokonanie swojej bliźniaczej, choć tak skrajnie różnej towarzyszki.
Przy całej tej odmienności obie wiedzą, że jedna bez drugiej istnieć nie mogą…
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.