Jest pewna rzeka w pewnym mieście we wschodniej części pewnego kraju. Rzeka kiedyś znana ze swej nieokiełznanej natury, o czym dziś łatwo nie pamiętać, zyskała odpowiednią nazwę, doskonale oddającą jej dziki i nieujarzmiony charakter. Jednak miasto się rozwijało i nie mogło pozwolić rzece decydować, tak jak to było dotąd, gdzie może rozlewać swoje wody i ile ziemi sobie zabierać. Dla miasta było to zbyt wiele. To ono miało teraz decydować, gdzie i co rośnie, płynie i chodzi. Nawet ptakom wyznaczyło miejsca, w których nie mogą przesiadywać.
Rzeka została oswojona. Koryto, którym płyną jej wody odpowiednio zabezpieczono, wyznaczono zakręty, zakola, płycizny i przegłębienia. Nie spodobało jej się to, ale powoli zaczęła godzić się ze swoim losem, czasem tylko, zazwyczaj wczesną wiosną, przypominając o swojej dawnej potędze krótkimi zrywami, gdy miasto na chwilę zapomniało z kim ma do czynienia…
Najgorsze dopiero miało nastąpić. Wraz z miastem przyszli ludzie. W końcu przybysze, którzy początkowo z wdzięcznością korzystali z obfitości jej wód, stali się Tubylcami, przynoszącymi ze sobą wszystko to, czego miasto nie chciało widzieć, a co wrastało w ziemię, której władza rzeki już nie sięgała. Tylko późną jesienią i wczesną wiosną ukazywało się ze zdwojoną mocą doprowadzając rzekę do rozpaczy.
Cóż jednak miała zrobić? Płynęła dalej przed siebie, coraz mniej przypominając dawną dumną Bystrzycę, a coraz bardziej kanał ściekowy, których mnóstwo „zasilało” jej nurt… Tubylcom to nie przeszkadzało. Dalej jak gdyby nigdy nic łowili ryby. Dzień w dzień przychodzili nad jej brzegi urządzając swoje rytualne spotkania i zostawiając coraz więcej i więcej pamiątek owych spotkań. Zapewne wszystkie te pozostawiane rzeczy miały jakieś rytualne znaczenie, jednak rzeka tego nie mogła zrozumieć. I nie chciała. Wolała płynąć przed siebie, tak jak robiła to przez wieki…
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.