„Spotkamy się kiedyś u studni?”
Chodzi za mną, a w tym przypadku chyba toczy się… W starym, zdziczałym sadzie, na samym końcu wioski, gdzie u porośniętego nieujarzmioną roślinnością pnia drzewa gniazdo sobie uwił wielki szary zając, znajduje się studnia, która nie obdarza wodą, lecz opowieściami.
O czym opowiada? Nie mam pojęcia. Nie umiem słuchać studni, w której zamiast wody hula wiatr… Tylko drzewa wokół szumią o czasach, gdy znajdowała się tam, gdzie znajdować winna się studnia, czyli pod ziemią (w większości) i obdarzała strudzonych mieszkańców pobliskiego domu swoją orzeźwiającą wodą. To musiało być bardzo dawno, ponieważ jeszcze jako dziecko bawiłem się w tym opuszczonym sadzie. W moich czasach te drzewa otaczała zwykła trawa, a z ich opuchniętych od soków gałązek odrywały się nabrzmiałe słodyczą wiśnie, śliwki i jabłka. Drzewa w tamtym okresie chyba jeszcze nie dostrzegały, że powoli zbliża się kres tej obfitości.
A studnia, już wtedy pozbawiona była tego, co czyni studnię tym, czym być powinna, choć jeszcze wyglądała na całkiem przyzwoitą studnię. Na pewno była w lepszym stanie niż znajdujący się obok dom, którego mieszkańcom kiedyś służyła. W resztkach jego murów – pomiędzy zwaliskami kamieni z innymi dzieciakami szukałem ropuch, aby móc później przechwalać się naszymi tryumfami. Już wtedy dom milczał, a studnia jeszcze gadała.
Lubiłem jej słuchać, bo dzieciaki lubią lanie wody, ale niestety, byłem zbyt młody, by rozumieć gadającą studnię…
Do dziś jestem ciekaw, co wtedy miała do powiedzenia…
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.