Nie mniej niż rozpadające się młyny wodne lubię popadające w ruinę stodoły. Stare, opuszczone, z hulającym pośród dziurawych ścian wiatrem, pogwizdującym wesoło na leniwie rozrzucone resztki siana i słomy. Siano, nie wiedzieć dlaczego, niesie w sobie jakiś filuterny wydźwięk… Nie będę się zagłębiał. Nie żebym nie mógł czy nie chciał – taki po prostu czas. Faktem jest jednak, że bardzo ochoczo rzuca się w taneczny wir! Słoma natomiast bardziej opieszała, rzec można: rozważna, lecz nie tak do końca romantyczna – to chyba ze względu na tę powszechnie znaną szorstkość i, nie okłamujmy się, sztywność charakteru…
Ma czego żałować, oj ma! Zabawa, że hej! Zgorszony kopciuszek czmycha przez szczelinę w powale, niby to poskarżyć się pani kapciuszkowej, a tak naprawdę skrycie licząc na udział we frywolnej zabawie. Tylko jak tu rozpalić jej ciekawość? Co powiedzieć, by zgorszyć, ale tylko troszkę? Tak, by zgorszenie to rozpaliło tylko ciekawość płochliwej połowicy?
Jednak zabawa to nie jest przeznaczona dla wszystkich oczu. Jeśli nie będziesz wystarczająco przebiegły, przystawienie oka do szpary pomiędzy deskami może się źle skończyć. Wicherek nie lubi, gdy kto próbuje dostać się na zabawę skrycie i bez zaproszenia!
Co najwyżej spójrz łaskawie, gdy po całym zamieszaniu nawet słoma wygląda na mocno wczorajszą, gdy nieskromnie pokłada się na trawie pod stodołą…
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.