Zabita dechami ruina. Chyba żadne inne wyrażenie nie pasowałoby lepiej niż to właśnie. Czyż nie jest piękna? Deski w dolnej części po prawej stronie sprawiają wrażenie, jakby cała konstrukcja przysiadała. Chyba po to tylko, by nabrać energii do raptownego wyskoku w górę!
Hop, hop! Czy jest tu jakaś Baba Jaga?! Nie zauważyłem żadnej. Może pora dnia była nieodpowiednia, może pogoda (widział kto kiedy czarownicę w środku dnia?). Obszedłem szopę dokoła – ani śladu po gospodyni. Z pewnością już dłuższy czas tu nie gościła. Zresztą chyba nikt poza myszami i pająkami…
Gdybym teraz tam pojechał pewnie dalej czekałaby na hasło od swojej pani. Przykucnięta, z roku na rok coraz bardziej, na coraz to mocniej trzeszczących deskach. Jeśli kiedykolwiek jeszcze ma wykonać skok, jej pani, Baba Jaga, musi się spieszyć, bo już wkrótce ze zbyt mocno przygiętych sztachet pójdą drzazgi i zostanie tu już na zawsze niknąc powoli pomiędzy trawami, wspominając dobre czasy.
Biedna stodoła, pamięć płata jej figle. Dziś nikt nie wierzy w Babę Jagę, latające kotły, skaczące na kurzej nodze domy. Nie uratuje jej ostatnia deska. Odejdzie tak, jak zazwyczaj odchodzą drewniane, opuszczone szopy.
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.