Wraz z informacjami czerpanymi od pierwszych znanych mi osobiście kwestionariuszy 🙂 legendy Dzikiego Zachodu, pojawiły się lektury potwierdzające wysuwane przez nich tezy. Oczywiście, nie były to opracowania naukowe ani nawet popularnonaukowe (po te sięgnąłem parę lat później).
Jedną z pierwszych pozycji, jakie wpadły mi w ręce – a wpadało mi dużo dzięki temu, że tata pracował w drukarni – była uwielbiana przeze mnie do dziś książka najsłynniejszego z polskich Indian 🙂 Stanisława Supłatowicza vel. Sat-Okha Ziemia Słonych Skał. Szedłem za ciosem i czytałem Fiedlera (Kanada pachnąca żywicą, Ród Indian Algonkinów), trylogię Szklarskich – Złoto Gór Czarnych, Yacta-Oya (kolejny polski Indianin, autor świetnych książek – Gwiazda Mohawka, Leśny goniec)… Wypieki z twarzy mi nie schodziły, połykałem te powieści niemal z dnia na dzień, żyjąc życiem ich głównych bohaterów.
Rzecz jasna, nie mogło zabraknąć autorów pochodzących ze świata, który tak uwielbiałem – Karol May 🙂 – no dobra, bez żartów: Curwood, Twain, Cooper…
Co ciekawe, zamiast się sycić byłem coraz bardziej głodny…
cdn…
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.