Od długiego czasu staram się unikać robienia zdjęć, na których zbyt dużo się dzieje. Las jest tego dobrym przykładem. Trafiając w jakieś szczególnie urokliwe miejsce, często odruchowo podnosimy aparat do oka i zatrzymujemy ten widok, chwilę, klimat. Przez moment jeszcze zachwycany się obrazem roztaczającym się przed oczami, po czym rzucamy okiem na ekran i zachwyt niknie. Co się dzieje? Gdzie te wspaniałe wrażenia? Gdzie estetyczne wzloty?!
Wiele już zostało napisane na temat postrzegania przez nas świata i różnicy między tym, jak widzi ludzkie oko a jak obiektyw, dlatego nawet nie będę o tym wspominał. Nie czuję się kompetentny. Wiele zepsutych kadrów (jeszcze z czasów aparatów analogowych – co bolało podwójnie) sprawiło, że zacząłem jednak uważniej przyglądać się zastanej scenie.
Czy czegoś się nauczyłem? Mam nadzieję, choć przyznaję, że często daję się „połknąć” chwili i odruchowo robię „szerokie” ujęcie wszystkiego, co sprawiło, że widok mnie zachwycił, a później dopiero staram się wyłuskać coś, co w tym widoku wygląda szczególnie i wyjątkowo.
Czasem, jak w przypadku zdjęcia powyżej, pozostaję przy obrazie, który rzucił mi się w oczy jako pierwszy. Może chodziło o jakąś równowagę i spokój bieli śniegu i brzóz, a może o kontrast między śniegiem i brzozami a ścianą lasu z tyłu? Może o czerwonawo-brązowe pnie sosen w kontraście z przeważającą bielą? Pewnie wszystko po trochu.
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.