Czasu nie ma. Nie może więc być prastarego lasu. Może być tylko las, który jest. Las o drzewach cienkich jak słomki, które nieskończenie trwają w swoim pędzie ku światłu. Las o drzewach zmurszałych, powracających ku ziemi drobnym rudawym pyłem. Las drzew strzelistych i smukłych sięgających koronami ku słońcu i las drzew dziwacznie powykręcanych, szukających smug światła, których nie powstrzymały rozłożyste korony wysokich sąsiadów.
Nie ma wieku. Jest młody i stary jednocześnie. Wiecznie tętniący życiem i za życiem tęskniący.
Drzewo obok drzewa obok drzewa obok drzewa obok… Las.
Nie ma człowieka. Jestem ja. Jesteś ty. Jestem obok, ty jesteś obok. Nie ma jesteśmy. Ty, ja, on, ona, oni. Istnieje tylko czas. Przeminę. Przeminiesz. Przeminie my i przeminie cię. Przeminą oni. Ktoś sięgnął światła i wzrósł ponad a ktoś sięgnął ciemni i jest popod. Ktoś upadł. Ktoś inny wzrósł. Czas odebrał temu, kto wzrósł a dał temu, kto upadł. Znasz odpowiedź.
Idę ścieżką. Ta plącze się i zanika wciąż i wciąż. Odnajduję ją w ostatniej chwili. Lunatyk na dachu. Jeszcze chwila i przepaść. A jednak zawsze, choćby po czasie, znajduję, choć w zasadzie to ona znajduje mnie. Na skraju. O krok przed. Zawsze jestem do tyłu. Boję się pomyśleć, co by było, gdybym się wiecznie nie spóźniał. Wznoszę modły do Świętej Prokrastynacji!
Jestem. Drzewo obok. Drzewa. Dziwacznie powykręcany. Światła smug szukam. Cienki jak słomka. Murszeję. Tęskniący za życiem.
Aenean congue blandit semper. Nulla sodales convallis risus vitae ultrices. Sed tempor nulla vel sodales facilisis. Curabitur cursus egestas bibendum.